Cześć! Chciałabym podzielić się z wami relacją z mojej wyprawy do Grecji. Trwała ona zalewie 5 dni, ale udało nam się zobaczyć kawałek Krety, całe Ateny oraz Saloniki. Podróżowaliśmy stopem, spaliśmy u osób poznanych przez couchsurfing. Mam nadzieję, że chociaż za oknem aura robi się już jesienna przyda Wam się moja relacja : ) Całość można znaleźć także na moim blogu http://kranceswiata.pl/
GRECKA PRZYGODA CZĘŚĆ 1- STARTUJEMY! 11 LIPCA 2014
Ta podróż będzie inna niż zwykle. Ostatnia, jak na razie, podróż z Klaudią z powodu jej rocznego wyjazdu do Azji. Plan jest taki: W czwartek pakujemy się i jedziemy na imprezę pożegnalną Klaudii, która odbywa się u Tomka. Następnego dnia rano jedziemy na lotnisko i lecimy do Chanii. Z Chanii promem do Aten. Z Aten autostopem bądź autobusem do Saloników. W Salonikach się rozdzielamy – Klaudia jedzie do Sofii, skąd łapie samolot do Dubaju a następnie na Tajwan a Tomek i ja lecimy do Budapesztu. I wreszcie z samego Budapesztu wracamy do domu. Brzmi szalenie? No cóż, zobaczymy jak to wyjdzie!
Pierwsze przygody zaczynają jeszcze przed wyjazdem. Z samego rana Tomek dzwoni do mnie z informacją, że Klaudia zaspała na pociąg do Katowic i będzie wieczorem, a nie jak planowała, w południe. No cóż, będzie koło dwudziestej zamiast dwunastej, ale nie jest źle. Zdarzy ze wszystkim. Dużo gorszy jest następny telefon, tym razem od Klaudii; pomyliła pociągi. Wsiadła do pociągu na… Hel i zasnęła. Obudziła się dopiero w Bydgoszczy. Tym razem do pomocy przyszedł jej Blablacar. Kilku miłych dżentelmenów zgodziło się ją podrzucić i tak koło dwunastej w nocy wpadła z hukiem na własną imprezę pożegnalną, gdzie wszyscy już na nią czekali. Oczywiście zupełnie niespakowana. Ani do Grecji, ani tym bardziej na roczny wyjazd do Azji.
Impreza jest wesoła, chociaż z nutką smutku jak to na pożegnalnych imprezach bywa. Trwa do czwartej rano. Wszyscy idą spać a Klaudia wymyka się i jedzie do domu spakować się wreszcie na cały rok wojaży po Azji (tym razem wsiada do prawidłowego autobusu). O ósmej rano wraca spakowana i z naszymi biletami do Grecji.
Uff, to może teraz wszystko pójdzie zgodnie z planem;).
Na lotnisko zawozi nas Mateusz. Żegnamy się tam czule; nie zobaczymy się przez następne 3 tygodnie! On też wyjeżdża na swój Dream Trip - jest nim trzy-tygodniowa podróż rowerem z Katowic aż do Saint Tropez.
Samolot odlatuje z małym poślizgiem. O 16 czasu greckiego wysiadamy na naszej upragnionej Krecie. Nie zabawimy tu długo bo już tego samego dnia musimy złapać prom do Aten.
Z lotniska udaje mi się złapać stopa. Zagaduję do dwóch Greków żegnających się na lotnisku. Ten, który wyjeżdża mówi po angielsku, wiec tłumaczy swojemu kompanowi, że chcemy się dostać do centrum miasta. Kierowca zgadza się nas wziąć i już po chwili jedziemy wygodnie. Nasz kierowca nie mówi ani słowa po angielsku. Na szczęście język migowy, choć nieścisły, jest mniej więcej uniwersalny na całym świecie, więc po krótszym czasie Grek wysadza nas w samym centrum.
Tutaj znajdujemy supermarket. Ceny są całkiem akceptowalne, nie jest dużo drożej niż w Polsce. Pożywiamy się, zaopatrujemy w wodę i idziemy się przejść. Spacerujemy trochę po centrum. Zahaczamy też o bardzo malowniczy bazarek z pamiątkami. Kupujemy tutaj mały upominek dla naszego jutrzejszego hosta. Wreszcie Łapiemy autobus do portu aby zorientować się jak dostać się do Aten.
W porcie dowiadujemy się, że prom odjeżdża dopiero o 22:00 co daje nam prawie cztery godziny czekania. Dodatkowo, próby wynegocjowania zniżki na bilet również spełzają na niczym (nie honorują żadnych kart studenckich ani zniżek z racji wieku <26). Płacimy więc pokornie za nasze bilety typu economy.
krajobrazy Krety obfitują w spaloną słońcem roślinność
Niestety w pobliżu nie ma żadnej plaży, więc rozkładamy się przy porcie i po prostu chilloutujemy.
Wybija 21:30, czas zainteresować się naszym statkiem. Prom jest ogromny. Na nasze bilety nie przysługują kajuty. Na początku zwiedzamy prom aż w końcu znajdujemy w miarę wygodny kawałek podłogi, gdzie rozkładamy się i wreszcie idziemy spać. Jutro rano będziemy już w Atenach!
tak wyglądała nasza „kajuta”
-- 04 Wrz 2014 12:12 --
GRECKA PRZYGODA CZĘŚĆ 2 – JESTEŚMY W ATENACH! 13 LIPCA 2014
Podłoga na promie do najwygodniejszych nie zależy (zwłaszcza, że nie mamy śpiworów), ale rano budzimy się w miarę wypoczęci i przede wszystkim podekscytowani dzisiejszym dniem. Około 7:00 prom przybija do portu w Pireusie.
Pierwszy widok na Pireus z promu
Wytaczamy się na ląd z naszymi ciężkimi plecakami i rozglądamy wokół. Kilka napotkanych osób daje nam wskazówki jak dostać się do stacji metra. Po drodze kupujemy w kiosku szybkie „śniadanie” i kierujemy się do metra. Metrem jedziemy długo, ale po kilkudziesięciu minutach i jednej przesiadce wreszcie dojeżdżamy do stacji Nomismatokopeio, gdzie jesteśmy umówieni z naszym Ateńskim hostem.
Całą podróż zdecydowaliśmy się spędzić jak najbardziej spontanicznie i przygodowo. Dlatego też ponownie korzystamy serwisu couchsurfing.org.
Dochodzi dziewiąta, czekamy przed wejściem na stację. Chwilę później na typowo miejskim skuterku podjeżdża nasz host – Paolo. Wita się z nami, przedstawiamy się sobie. Opisuje nam pokrótce jak dojść do jego mieszkania i sam mówi, że jedzie jeszcze po kawę i nas dogoni. Idziemy więc, a raczej wleczemy się (zmęczenie zaczyna dawać o sobie znać i plecaki zrobiły się co raz cięższe) w kierunku przez niego wskazanym. Faktycznie, po jakiś dziesięciu minutach Paolo dogania nas z tajemniczą siatką w ręce. Rozmawiamy chwilę; nasz Grek nie potrafi zrozumieć dlaczego tak krótko planujemy zostać w Atenach.
nasz host na skuterku
W końcu docieramy na miejsce. Paolo ma przytulne małe „mieszkanko” urządzone na parterze domu swoich rodziców w spokojnym osiedlu domków. Rozsiadamy się wygodnie, ogarniamy i doprowadzamy do ładu po całonocnej podróży a nasz host w tym czasie ujawnia przed nami zawartość tajemniczej siatki. Znajdują się w niej cztery przeznakomite, prawdziwe greckie Frappe oraz ciastka z lokalnej piekarni.
u naszego hosta
Frappe jest cudowne. Zimne, orzeźwiające i stawiające na nogi. Wreszcie mamy siły aby podziwiać Ateny! Zbieramy się do wyjścia. Klaudia ubiera swoją fluorescencyjnie pomarańczową sukienkę i z miejsca dostaje od Paolo ksywkę „Bubble”. Dlaczego „Bubble”? Gdyż, jak to uzasadnia nasz Grek: „You look like a bubble gum”. I zaskakuje nas po raz kolejny, wręczając nam klucz do swojego mieszkania „na wypadek jakby go nie było gdy wrócimy”.
Żegnamy się więc z Paolem i idziemy ponownie w stronę stacji metra. Po drodze zatrzymujemy się na przydrożnym bazarku, co by kupić chusty, które osłonią nasze ramiona od upalnego słońca.
Kolejnym przystankiem jest supermarket, gdzie kupujemy pięknego, dorodnego arbuza. Bierzemy go ze sobą do metra, ale niestety szybko musimy zaprzestać konsumpcji, gdyż okazuje się że jedzenie jest zakazane w greckiej komunikacji miejskiej.
Kilka przystanków dalej – wysiadamy! Teraz trzeba tylko znaleźć nasz wymarzony Akropol. Jak się okazuje, nie trzeba daleko szukać. Szybkie rozejrzenie się wokół i już widzimy wzgórze górujące ponad miastem a na szczycie starożytne kolumny.
Zwiedzanie rozpoczynamy od Agory Rzymskiej, która rozciąga się u stóp wzgórza. Znajdują się tutaj też pozostałości biblioteki Hadriana. Skąd w Atenach zabytki Rzymskie? Cóż, mamy tutaj solidną powtórkę z historii. W roku 338 p.n.e. Ateny utraciły niepodległość na rzecz Macedonii, później władców hellenistycznych, a wreszcie Rzymu.
żółw również zwiedza rzymską Agorę
Czas kierować się ku naszemu właściwemu celu – Akropolowi. Zaczynamy wspinaczkę na wzgórze. Po drodze mijamy bramki biletowe. Dzięki legitymacji studenckiej udaje się sporo zaoszczędzić, gdyż normalnym bilet kosztuje aż 12 euro, a ulgowy… nic.
Wspinaczka nie jest trudna, ale z racji upałów dość męcząca. Mijamy też dość duże tłumy – nie da się ukryć, że Akropol to turystyczny hit. Droga bynajmniej nie jest nuda. Im wyżej jesteśmy, tym lepszy widok rozciąga się na całe Ateny. Wreszcie docieramy do teatru Dionizosa.
teatr Dionizosa
Idziemy dalej, aż na szczyt. I …Panie i Panowie, o to Akropol!
Na Akropol składa się kompleks budynków, wśród których są: Partenon, Erechtejon, Świątynia Ateny Nike, Propyleje oraz Pinakoteka.
Partenon to, jak mówi nam wikipedia, świątynia zbudowana z inicjatywy wielkiego Peryklesa w latach 447-432 p.n.e., na cześć bogini Ateny (Atena Partenos), patronki miasta. Została zaprojektowana w porządku doryckim. Dzieła rzeźbiarskie zaprojektował Fidiasz, uważany za najwybitniejszego rzeźbiarza starożytnej Grecji. Wewnątrz świątyni stał gigantyczny posąg Ateny ze złota i kości słoniowej, najprawdopodobniej wyrzeźbiony osobiście przez Fidiasza. Co ciekawe, Podczas budowania Partenonu wprowadzono szereg krzywizn, które miały na celu niwelację złudzeń optycznych. Środkowe części zostały podniesione w stosunku do płaszczyzny poziomej o 6,8 (na krótszym boku) i 17,7 cm (na boku dłuższym). Aby uniknąć złudzenia wychylenia kolumn skrajnych na zewnątrz pochylono je do środka o 7 cm, dzięki temu zmniejszono także międzysłupie. Zastosowane krzywizny dają złudzenie idealnego pionu i poziomu wszystkich elementów świątyni.
Erechtejon z kolei to świątynia w porządku jońskim zbudowana na cześć bohatera Erechteusza, poświęcona Posejdonowi i Atenie. Z powstaniem Erechtejonu zwiąna jest legenda. Gdy Ateny jeszcze nie były rozwiniętym miastem, Posejdon i Atena toczyli spór kto będzie opiekunem miasta. Problem mieli rozstrzygnąć mieszkańcy, którzy mieli zadecydować czyj dar był cenniejszy. Posejdon uderzył swoim trójzębem w skałę, z której wytrysnęło słone źródło (obecnie jest tam studnia, postawiona pośrodku Erechtejonu), Atena podarowała oliwkę, którą mieszkańcy uznali za cenniejszy dar niż woda. Tam gdzie stoczył się ten spór, postawiono świątynię, czyli Erechtejon na uczczenie tamtego wydarzenia.
Erechtejon
Kolejną świątynią jest świątynia Ateny Nike (Nike Apteros 450 p.n.e.-421 p.n.e.) – świątynia Ateny Zwycięskiej w porządku jońskim. Ponadto, są tu też budynki o innym przeznaczeniu, mianowicie Propyleje – budowla wejściowa oraz Pinakoteka – zbiór obrazów, dzieł sztuki, magazyn, skarbiec. Będąc na szczycie grzechem byłoby nie podziwiać także i widoków. Z góry widać miasto a także starożytne ruiny.
Akropol jest piękny, ale słońce praży niemiłosiernie, więc decydujemy się zakończyć zwiedzanie i zejść na dół. Trafiamy prosto na zatłoczony, ateński deptak upstrzony kawiarenkami i sklepami nastawionymi typowo na turystów.
Kolejnym punktem programu jest park, który zaprowadzi nas prosto do greckiego Parlamentu.
I wreszcie docieramy na plac Syntagma. Obecny budynek Parlamentu przez lata pełnił rolę Pałacu Królewskiego. W 1834 król Grecji, Otton Bawarski przeniósł stolicę z Nafplionu do liczących wtedy około 6 tysięcy mieszkańców Aten, i rozpoczął budowę Pałacu Królewskiego. Budowę ukończono w 1838.
Udaje nam się zdążyć akurat na cogodzinną zmianę warty przy grobie nieznanego żołnierza.
Teraz kierujemy się w stronę bardziej miejskiej części Aten. Powoli dopada nas głód, więc zgodnie z rekomendacją naszego hosta poszukujemy restauracji serwującej narodowo greckie danie – Gyrosa. Kosztujemy także sałatki, a jakże, greckiej! Jest pyszna.
Pełni nowych sił ruszamy dalej. Idziemy typowo zakupową ulicą aż do ateńskiego pchlego targu.
na pchlim targu jest dosłownie wszystko
Godzina robi się co raz późniejsza, więc decydujemy, że najwyższy czas wrócić do naszego hosta. Wieczór polsko-grecki jest bardzo przyjemny. Na dobry początek Paolo demonstruje nam tradycyjną, grecką muzykę i próbuje nauczyć do niej tańczyć.
Później pijemy drinki jego domowej roboty, które dodatkowo efektownie podpala.
Noc jest upalna, więc udajemy się na krótki spacer zahaczając przy okazji o pobliską restaurację z Gyrosem. Ta dzielnica jest typowo mieszkalna a więc brak tu turystów. W knajpkach przesiadują sami rodowici Grecy i wcinają gyrosy popijając je swoimi trunkami. Przy drodze rosną drzewa pomarańczowe.
Salonik a nie Saloników!Fajny, szalony wyjazd, ale dla mnie zwiedzanie Grecji to raczej halara i siedzenie w tawernie a nie bieganie z miejsca na miejsce
:) W Salonikach nic nie ma a z przyjemnością siedziałem tam kilka dni
;)
GRECKA PRZYGODA CZĘŚĆ 1- STARTUJEMY! 11 LIPCA 2014
Ta podróż będzie inna niż zwykle. Ostatnia, jak na razie, podróż z Klaudią z powodu jej rocznego wyjazdu do Azji. Plan jest taki: W czwartek pakujemy się i jedziemy na imprezę pożegnalną Klaudii, która odbywa się u Tomka. Następnego dnia rano jedziemy na lotnisko i lecimy do Chanii. Z Chanii promem do Aten. Z Aten autostopem bądź autobusem do Saloników. W Salonikach się rozdzielamy – Klaudia jedzie do Sofii, skąd łapie samolot do Dubaju a następnie na Tajwan a Tomek i ja lecimy do Budapesztu. I wreszcie z samego Budapesztu wracamy do domu. Brzmi szalenie? No cóż, zobaczymy jak to wyjdzie!
Pierwsze przygody zaczynają jeszcze przed wyjazdem. Z samego rana Tomek dzwoni do mnie z informacją, że Klaudia zaspała na pociąg do Katowic i będzie wieczorem, a nie jak planowała, w południe. No cóż, będzie koło dwudziestej zamiast dwunastej, ale nie jest źle. Zdarzy ze wszystkim. Dużo gorszy jest następny telefon, tym razem od Klaudii; pomyliła pociągi. Wsiadła do pociągu na… Hel i zasnęła. Obudziła się dopiero w Bydgoszczy. Tym razem do pomocy przyszedł jej Blablacar. Kilku miłych dżentelmenów zgodziło się ją podrzucić i tak koło dwunastej w nocy wpadła z hukiem na własną imprezę pożegnalną, gdzie wszyscy już na nią czekali. Oczywiście zupełnie niespakowana. Ani do Grecji, ani tym bardziej na roczny wyjazd do Azji.
Impreza jest wesoła, chociaż z nutką smutku jak to na pożegnalnych imprezach bywa. Trwa do czwartej rano. Wszyscy idą spać a Klaudia wymyka się i jedzie do domu spakować się wreszcie na cały rok wojaży po Azji (tym razem wsiada do prawidłowego autobusu). O ósmej rano wraca spakowana i z naszymi biletami do Grecji.
Uff, to może teraz wszystko pójdzie zgodnie z planem;).
Na lotnisko zawozi nas Mateusz. Żegnamy się tam czule; nie zobaczymy się przez następne 3 tygodnie! On też wyjeżdża na swój Dream Trip - jest nim trzy-tygodniowa podróż rowerem z Katowic aż do Saint Tropez.
Samolot odlatuje z małym poślizgiem. O 16 czasu greckiego wysiadamy na naszej upragnionej Krecie. Nie zabawimy tu długo bo już tego samego dnia musimy złapać prom do Aten.
Z lotniska udaje mi się złapać stopa. Zagaduję do dwóch Greków żegnających się na lotnisku. Ten, który wyjeżdża mówi po angielsku, wiec tłumaczy swojemu kompanowi, że chcemy się dostać do centrum miasta. Kierowca zgadza się nas wziąć i już po chwili jedziemy wygodnie. Nasz kierowca nie mówi ani słowa po angielsku. Na szczęście język migowy, choć nieścisły, jest mniej więcej uniwersalny na całym świecie, więc po krótszym czasie Grek wysadza nas w samym centrum.
Tutaj znajdujemy supermarket. Ceny są całkiem akceptowalne, nie jest dużo drożej niż w Polsce. Pożywiamy się, zaopatrujemy w wodę i idziemy się przejść. Spacerujemy trochę po centrum. Zahaczamy też o bardzo malowniczy bazarek z pamiątkami. Kupujemy tutaj mały upominek dla naszego jutrzejszego hosta. Wreszcie Łapiemy autobus do portu aby zorientować się jak dostać się do Aten.
W porcie dowiadujemy się, że prom odjeżdża dopiero o 22:00 co daje nam prawie cztery godziny czekania. Dodatkowo, próby wynegocjowania zniżki na bilet również spełzają na niczym (nie honorują żadnych kart studenckich ani zniżek z racji wieku <26). Płacimy więc pokornie za nasze bilety typu economy.
krajobrazy Krety obfitują w spaloną słońcem roślinność
Niestety w pobliżu nie ma żadnej plaży, więc rozkładamy się przy porcie i po prostu chilloutujemy.
Wybija 21:30, czas zainteresować się naszym statkiem. Prom jest ogromny. Na nasze bilety nie przysługują kajuty. Na początku zwiedzamy prom aż w końcu znajdujemy w miarę wygodny kawałek podłogi, gdzie rozkładamy się i wreszcie idziemy spać. Jutro rano będziemy już w Atenach!
tak wyglądała nasza „kajuta”
-- 04 Wrz 2014 12:12 --
GRECKA PRZYGODA CZĘŚĆ 2 – JESTEŚMY W ATENACH! 13 LIPCA 2014
Podłoga na promie do najwygodniejszych nie zależy (zwłaszcza, że nie mamy śpiworów), ale rano budzimy się w miarę wypoczęci i przede wszystkim podekscytowani dzisiejszym dniem. Około 7:00 prom przybija do portu w Pireusie.
Pierwszy widok na Pireus z promu
Wytaczamy się na ląd z naszymi ciężkimi plecakami i rozglądamy wokół. Kilka napotkanych osób daje nam wskazówki jak dostać się do stacji metra. Po drodze kupujemy w kiosku szybkie „śniadanie” i kierujemy się do metra. Metrem jedziemy długo, ale po kilkudziesięciu minutach i jednej przesiadce wreszcie dojeżdżamy do stacji Nomismatokopeio, gdzie jesteśmy umówieni z naszym Ateńskim hostem.
Całą podróż zdecydowaliśmy się spędzić jak najbardziej spontanicznie i przygodowo. Dlatego też ponownie korzystamy serwisu couchsurfing.org.
Dochodzi dziewiąta, czekamy przed wejściem na stację. Chwilę później na typowo miejskim skuterku podjeżdża nasz host – Paolo. Wita się z nami, przedstawiamy się sobie. Opisuje nam pokrótce jak dojść do jego mieszkania i sam mówi, że jedzie jeszcze po kawę i nas dogoni. Idziemy więc, a raczej wleczemy się (zmęczenie zaczyna dawać o sobie znać i plecaki zrobiły się co raz cięższe) w kierunku przez niego wskazanym. Faktycznie, po jakiś dziesięciu minutach Paolo dogania nas z tajemniczą siatką w ręce. Rozmawiamy chwilę; nasz Grek nie potrafi zrozumieć dlaczego tak krótko planujemy zostać w Atenach.
nasz host na skuterku
W końcu docieramy na miejsce. Paolo ma przytulne małe „mieszkanko” urządzone na parterze domu swoich rodziców w spokojnym osiedlu domków. Rozsiadamy się wygodnie, ogarniamy i doprowadzamy do ładu po całonocnej podróży a nasz host w tym czasie ujawnia przed nami zawartość tajemniczej siatki. Znajdują się w niej cztery przeznakomite, prawdziwe greckie Frappe oraz ciastka z lokalnej piekarni.
u naszego hosta
Frappe jest cudowne. Zimne, orzeźwiające i stawiające na nogi. Wreszcie mamy siły aby podziwiać Ateny! Zbieramy się do wyjścia. Klaudia ubiera swoją fluorescencyjnie pomarańczową sukienkę i z miejsca dostaje od Paolo ksywkę „Bubble”. Dlaczego „Bubble”? Gdyż, jak to uzasadnia nasz Grek: „You look like a bubble gum”. I zaskakuje nas po raz kolejny, wręczając nam klucz do swojego mieszkania „na wypadek jakby go nie było gdy wrócimy”.
Żegnamy się więc z Paolem i idziemy ponownie w stronę stacji metra. Po drodze zatrzymujemy się na przydrożnym bazarku, co by kupić chusty, które osłonią nasze ramiona od upalnego słońca.
Kolejnym przystankiem jest supermarket, gdzie kupujemy pięknego, dorodnego arbuza. Bierzemy go ze sobą do metra, ale niestety szybko musimy zaprzestać konsumpcji, gdyż okazuje się że jedzenie jest zakazane w greckiej komunikacji miejskiej.
Kilka przystanków dalej – wysiadamy! Teraz trzeba tylko znaleźć nasz wymarzony Akropol. Jak się okazuje, nie trzeba daleko szukać. Szybkie rozejrzenie się wokół i już widzimy wzgórze górujące ponad miastem a na szczycie starożytne kolumny.
Zwiedzanie rozpoczynamy od Agory Rzymskiej, która rozciąga się u stóp wzgórza. Znajdują się tutaj też pozostałości biblioteki Hadriana. Skąd w Atenach zabytki Rzymskie? Cóż, mamy tutaj solidną powtórkę z historii. W roku 338 p.n.e. Ateny utraciły niepodległość na rzecz Macedonii, później władców hellenistycznych, a wreszcie Rzymu.
żółw również zwiedza rzymską Agorę
Czas kierować się ku naszemu właściwemu celu – Akropolowi. Zaczynamy wspinaczkę na wzgórze. Po drodze mijamy bramki biletowe. Dzięki legitymacji studenckiej udaje się sporo zaoszczędzić, gdyż normalnym bilet kosztuje aż 12 euro, a ulgowy… nic.
Wspinaczka nie jest trudna, ale z racji upałów dość męcząca. Mijamy też dość duże tłumy – nie da się ukryć, że Akropol to turystyczny hit. Droga bynajmniej nie jest nuda. Im wyżej jesteśmy, tym lepszy widok rozciąga się na całe Ateny. Wreszcie docieramy do teatru Dionizosa.
teatr Dionizosa
Idziemy dalej, aż na szczyt. I …Panie i Panowie, o to Akropol!
Na Akropol składa się kompleks budynków, wśród których są: Partenon, Erechtejon, Świątynia Ateny Nike, Propyleje oraz Pinakoteka.
Partenon to, jak mówi nam wikipedia, świątynia zbudowana z inicjatywy wielkiego Peryklesa w latach 447-432 p.n.e., na cześć bogini Ateny (Atena Partenos), patronki miasta. Została zaprojektowana w porządku doryckim. Dzieła rzeźbiarskie zaprojektował Fidiasz, uważany za najwybitniejszego rzeźbiarza starożytnej Grecji. Wewnątrz świątyni stał gigantyczny posąg Ateny ze złota i kości słoniowej, najprawdopodobniej wyrzeźbiony osobiście przez Fidiasza. Co ciekawe, Podczas budowania Partenonu wprowadzono szereg krzywizn, które miały na celu niwelację złudzeń optycznych. Środkowe części zostały podniesione w stosunku do płaszczyzny poziomej o 6,8 (na krótszym boku) i 17,7 cm (na boku dłuższym). Aby uniknąć złudzenia wychylenia kolumn skrajnych na zewnątrz pochylono je do środka o 7 cm, dzięki temu zmniejszono także międzysłupie. Zastosowane krzywizny dają złudzenie idealnego pionu i poziomu wszystkich elementów świątyni.
Erechtejon z kolei to świątynia w porządku jońskim zbudowana na cześć bohatera Erechteusza, poświęcona Posejdonowi i Atenie. Z powstaniem Erechtejonu zwiąna jest legenda. Gdy Ateny jeszcze nie były rozwiniętym miastem, Posejdon i Atena toczyli spór kto będzie opiekunem miasta. Problem mieli rozstrzygnąć mieszkańcy, którzy mieli zadecydować czyj dar był cenniejszy. Posejdon uderzył swoim trójzębem w skałę, z której wytrysnęło słone źródło (obecnie jest tam studnia, postawiona pośrodku Erechtejonu), Atena podarowała oliwkę, którą mieszkańcy uznali za cenniejszy dar niż woda. Tam gdzie stoczył się ten spór, postawiono świątynię, czyli Erechtejon na uczczenie tamtego wydarzenia.
Erechtejon
Kolejną świątynią jest świątynia Ateny Nike (Nike Apteros 450 p.n.e.-421 p.n.e.) – świątynia Ateny Zwycięskiej w porządku jońskim. Ponadto, są tu też budynki o innym przeznaczeniu, mianowicie Propyleje – budowla wejściowa oraz Pinakoteka – zbiór obrazów, dzieł sztuki, magazyn, skarbiec.
Będąc na szczycie grzechem byłoby nie podziwiać także i widoków. Z góry widać miasto a także starożytne ruiny.
Akropol jest piękny, ale słońce praży niemiłosiernie, więc decydujemy się zakończyć zwiedzanie i zejść na dół. Trafiamy prosto na zatłoczony, ateński deptak upstrzony kawiarenkami i sklepami nastawionymi typowo na turystów.
Kolejnym punktem programu jest park, który zaprowadzi nas prosto do greckiego Parlamentu.
I wreszcie docieramy na plac Syntagma. Obecny budynek Parlamentu przez lata pełnił rolę Pałacu Królewskiego. W 1834 król Grecji, Otton Bawarski przeniósł stolicę z Nafplionu do liczących wtedy około 6 tysięcy mieszkańców Aten, i rozpoczął budowę Pałacu Królewskiego. Budowę ukończono w 1838.
Udaje nam się zdążyć akurat na cogodzinną zmianę warty przy grobie nieznanego żołnierza.
Teraz kierujemy się w stronę bardziej miejskiej części Aten. Powoli dopada nas głód, więc zgodnie z rekomendacją naszego hosta poszukujemy restauracji serwującej narodowo greckie danie – Gyrosa. Kosztujemy także sałatki, a jakże, greckiej! Jest pyszna.
Pełni nowych sił ruszamy dalej. Idziemy typowo zakupową ulicą aż do ateńskiego pchlego targu.
na pchlim targu jest dosłownie wszystko
Godzina robi się co raz późniejsza, więc decydujemy, że najwyższy czas wrócić do naszego hosta. Wieczór polsko-grecki jest bardzo przyjemny. Na dobry początek Paolo demonstruje nam tradycyjną, grecką muzykę i próbuje nauczyć do niej tańczyć.
Później pijemy drinki jego domowej roboty, które dodatkowo efektownie podpala.
Noc jest upalna, więc udajemy się na krótki spacer zahaczając przy okazji o pobliską restaurację z Gyrosem. Ta dzielnica jest typowo mieszkalna a więc brak tu turystów. W knajpkach przesiadują sami rodowici Grecy i wcinają gyrosy popijając je swoimi trunkami. Przy drodze rosną drzewa pomarańczowe.